Ostatnie lata i wydarzenia stanowczo przyspieszyły proces obnażania archaicznych metod i niedostosowania systemu szkolnego do bieżących realiów. Faktem jest, że Polska szkoła i jej metody nie są kompatybilne z rzeczywistością uczniów w kontekście społecznym, technologicznym i psychorozwojowym. W tekście tym jednak nie będę się skupiał nad opisem ułomnego systemu edukacyjnego, a na elemencie, który ze względu na tragiczne wydarzenia w Ukrainie tym bardziej zmusza polski system do zmian. Pojawienie się w polskich szkołach dzieci z Ukrainy stanowczo powinno przyspieszyć proces zmian w podstawie programowej, skłonić do dyskusji o kompetencjach, które szkoły powinny kształtować i metodach nauczania, które jak najszybciej powinny ulec zmianie. Jednak zanim te zmiany zaistnieją w ministerstwie, kuratoriach, ośrodkach decyzyjnych – ofiar krzywdzącego systemu może być już bardzo dużo. Zatem warto, aby ten tekst trafił do grupy fundamentalnej i kręgosłupa edukacji – nauczycieli i dyrektorów placówek oświatowych.

 

Czego nie powinniśmy robić i nauczać?

 

Nauczyciele i dyrektorzy z pewnością wiedzą, że podstawa programowa oraz system edukacyjny w Ukrainie różni się od polskiego. Jako nauczyciele nie powinniśmy wymagać tej samej wiedzy od dzieci z Ukrainy chociażby w kontekście historycznym czy języka polskiego, literatury etc. Powinniśmy uszanować kulturę innych narodów. Nauczyciel nie powinien być elementem nacisku kulturowego – te dzieci nie przyjechały tu, aby być polonizowane! Unikajmy emocjonalnych wycieczek historycznych na temat czarnych kart naszych narodów. Pamiętajmy, że w historii powodów do nienawiści jest multum i praktycznie każdy naród, zwłaszcza w Europie, jest w stanie takowy znaleźć. Rodzice i nauczyciele powinni zastanowić się nad przyszłością naszych dzieci – czy chcemy aby popełniały te same pokoleniowe błędy czy może jest to czas na to, aby historia wreszcie stała się historią, a „topory wojenne” zostały umieszczone głęboko w ziemi. Coś, co dla nas dorosłych może wydawać się utopijne, może stać się osiągnięciem przyszłych pokoleń więc schowajmy swoje emocjonalne historyczne stereotypy głęboko w kieszeni.

 

Szukajmy wspólnych płaszczyzn do edukacji i rozwoju naszych dzieci

 

Znalezienie wspólnych elementów u dzieci i młodzieży jest czymś, co z logicznego punktu widzenia nie powinno nastręczać wielu problemów. Mianowicie dzieci, zresztą jak większość ludzi, uwielbiają zabawę, eksplorację, ruch, dynamizm. Świetnym rozwiązaniem są gry terenowe, eksperymenty, projekty, gdzie sam proces gry/zabawy/tworzenia jest procesem nauki, a wynik tylko pieczątką edukacyjnej odysei. Paradoksalnie system edukacyjny jest tak skonstruowany, aby ograniczyć te elementy na korzyść statycznego i pseudo-opresyjnego systemu kontroli młodego człowieka – łatwo mierzalnego i przyjaznego surowej statystyce. Wielu nauczycieli nie wyobraża sobie nauczania w klasie, w której dzieci bawią się i uczą. Mają pełnię swobody bez haseł „proszę o ciszę”, „ siedź prosto”, „ nie wierć się”.

 

Przestrzeń Game Based Learning

 

Już wcześniej wspomniałem o kluczowym elemencie w procesie nauczania jakim jest gra i zabawa. Jednak nadmierna negatywna stereotypizacja tych słów przeniosła je w obszar, który w świadomości wielu nauczycieli i innych pracowników oświaty, jawi się jako bezwartościowy, jałowy, a w skrajnych przypadkach szkodliwy. Biorąc pod uwagę świat gier i jego zasobność (nie tylko komputerowych) argumenty te można określić obecnie mianem „herezji”. Jeśli nauczyciel napisze w dokumentacji, że poświęcił trzydzieści godzin na gry i zabawy edukacyjne i nawet poprze to punktami podstawy programowej. Przez wielu urzędników kontrolujących jednak może być to uznane za swego rodzaju fikcję lub działania delikatnie mówiąc mało edukacyjne. Nic bardziej mylnego. Patrząc na świat naszych dzieci, obfituje on w wizualizacje, interakcje, zmienność. Tym samym pokolenia, które wzrastają w tak bogatym otoczeniu informacyjnym wymagają też równie bogatego systemu oświatowego. Suchy podręcznik, bazgrołek na tablicy, czy papierowa plansza dla wielu dzieci nie jest w stanie zastąpić bogato podanych informacji z rzeczywistości pozaszkolnej. Po prostu ich układ nerwowy jest nastawiony na bardziej złożoną interakcję z omawianym tematem/obszarem. Niestety jest też wielu nauczycieli, którzy po prostu nie chcą poznać i nie interesują się tymi zasobami. Metaforycznie – wolą kopać węgiel w starej zakurzonej kopalni aniżeli skorzystać z niedaleko położonego i bogatego zasobu diamentów. Dlatego zachęcam aby w wolnym czasie przejrzeć świat gier komputerowych, planszowych, terenowych, LARPów (live action role-playing) bo ten aż pęka od możliwych do zastosowania rozwiązań, programów, gier i zabaw. Eksploracja tych zasobów może okazać się dla nas świetną zabawą i naprawdę może otworzyć nam oczy na wiele możliwych zastosowań. W świecie gier i zabaw nie ma różnicy czy dziecko jest z Ukrainy, Polski, Brazylii czy Madagaskaru, a wiedza i umiejętności nabyte mogą stanowczo przewyższyć możliwości klasycznej pruskiej lekcji.

 

System oceniania – może czas na grywalizacyjną „partyzantkę” ?

 

Czy kiedyś zastanawialiśmy się dlaczego gry są tak wciągające? Dlaczego posiadają tak wielką moc osadzenia graczy w innych rzeczywistościach i sprawiania, że człowiek jest w stanie zapamiętać multum dziwnych pojęć, których w normalnych warunkach nie sposób nawet powtórzyć? Otóż nazywane jest to poziomem immersji. Najlepsze gry i zabawy mają wysoki poziom immersyjności. W uproszczeniu jest to system motywacyjny danej gry, gracz umiejętnie motywowany i stymulowany zanurza się (immersja) w symulowanej rzeczywistości. Grywalizacja często mylona jest z Game Based Learning. Paradoksalnie nie musimy stosować gier w nauczaniu aby wprowadzić zgamifikowany system motywacyjny zamieniając przestrzeń klasową w grę z zasadami, środowisko mocno stymulujące z wysokim poziomem immersji. Jednak aby to uczynić trzeba znać chociaż trochę świat gier i systemów tam istniejących. Niestety bolączką szkół jest suchy i sztywny system oceniania. Dobrze zgamifikowana klasa/grupa pozwoli też na przełożenie tego na oceny, które tak wielbią surowe statystyki nie szkodząc motywacji u naszych uczniów.

 

Podsumowując… Wyjaśniając…

 

Będąc nauczycielem z wieloletnim stażem mam świadomość, że jest wiele szkół gdzie wprowadzenie nawet najmniejszych zmian graniczy z edukacyjnym prometeizmem bądź syzyfową pracą. Są grupy/szkoły gdzie wprowadzenie zmian jest wprost niewyobrażalne. Jednak doświadczenie nauczyło mnie, że dobrze zarządzający dyrektor jest w stanie zorganizować szkołę jako zbiór autonomicznych, swobodnych jednostek, gdzie edukacja może być niezapomnianą i immersyjną odyseją po krainie wiedzy. Nauczyciele i rodzice powinni też zdać sobie sprawę, że nasz kraj nie ma zasobów diamentów, ropy czy złota, a naszym najwartościowszym dobrem wspólnym są nasze dzieci. Im szybciej zmienimy system, a nakłady na edukację potraktujemy jako inwestycję, a nie obciążenie finansowe – tym lepiej będzie dla nas wszystkich. Pojawienie się nowych kolegów i koleżanek z Ukrainy może być właśnie tym bodźcem, który wzmocni argumenty za gruntowną zmianą systemu kształcenia. Edukacji, która jest ponad językami, kulturami i unosi się w chmurach kompetencji, wiedzy i empatii.


Autor: Marcin Siekański, tutor w Teach for Poland, przewodniczący zespołu ds. programów nauczania i standaryzacji systemów kształcenia nauczycieli w Ministerstwie Edukacji i Nauki.