Chyba jeszcze nigdy starochińskie przekleństwo “obyś cudze dzieci uczył” nie było tak aktualne w naszym dobrym, pięknym i mądrym kraju jak dziś. Składa się na to wiele czynników. Do najważniejszych możemy zaliczyć: brak szacunku do nauczycieli i pełzający prestiż tej profesji, wypalenie zawodowe, problemy ze zdrowiem i niepokój związany z pandemią, brak wsparcia w nauczaniu zdalnym i radzeniu sobie z narastającymi problemami psychicznymi dzieci, upokarzające zmiany w systemie oświaty i nieznośna biurokracja, czy wreszcie dramatycznie niskie płace.
…no bo czym różni się nauczyciel od balkonu? Balkon potrafi utrzymać 3 osobową rodzinę…
Jakim zjawiskiem to wszystko skutkuje? Jeśliby chciałoby się rzecz nazwać eufemistycznie, powiedzmy, że zawód nauczyciela nie jest obecnie profesją pierwszego wyboru.
Jeśli jednak użyjemy bardziej dosadnego określenia – toczy się właśnie wielki nauczycielski exodus. Nauczyciele masowo odchodzą z pracy, a na ich miejsce nie napływają nowi adepci zawodu. System jeszcze się jakoś trzyma tylko dzięki tym, którzy nadal trwając na pozycjach, muszą pracować na 1.5 etatu, żeby załatać braki kadrowe.
W całej Polsce jest w tym momencie 13 tysięcy wakatów. Według Ministerstwa to kropla w morzu – raptem 2% z całej 660 tysięcznej populacji nauczycieli. Ale popatrzmy na tę liczbę z innej perspektywy. Przyjmijmy, że średnio nauczyciel uczy ok 200 dzieci. 13 000 x 200 uczniów to 2 600 000 uczniów, którzy z powodu braków kadrowych otrzymają edukację niższej jakości. To prawie połowa. Będą tracić z powodu ustawicznych zastępstw, zmęczenia przeciążonych dodatkową pracą nauczycieli, chaosu i złej atmosfery w szkołach. Przyjmijmy jeszcze inną perspektywę. 13 tys brakujących pracowników x 178 dni szkolnych w roku x 4 h zajęć dziennie to prawie 9 mln godzin zajęć, których nie zrealizują. 9 mln godzin zajęć pomnożone przez 20 uczniów, którzy średnio w jednych takich zajęciach biorą udział to 18 mln straconych godzin w przeliczeniu na jedno dziecko, w ciągu jednego roku szkolnego.
Czy teraz waga problemu jest bardziej dojmująca? Ale chyba nawet bardziej niż te alarmujące wyliczenia są historie i świadectwa pojedynczych nauczycieli, którzy na co dzień tkwią po uszy w szkolnych realiach.
Oto wypowiedź młodej nauczycielki z województwa mazowieckiego, która woli pozostać anonimowa: “Czytałam niedawno Alicję w Krainie Czarów Lewisa Carrolla, kiedy przypadkiem wpadła mi w ręce w bibliotece. W utworze bohaterowie są barwni, pozytywnie zakręceni i nietuzinkowi. W pewnym momencie główna bohaterka prowadzi dialog z Kotem:
„- Wszyscy mamy tutaj bzika. Ja mam bzika, ty masz bzika.
– Skąd może pan wiedzieć, że ja mam bzika? – zapytała Alicja.
– Musisz mieć. Inaczej nie przyszłabyś tutaj”.
Po przeczytaniu tego fragment, wróciły do mnie wspomnienia sprzed kilku lat, z moich pierwszych dni pracy w szkole podstawowej. Dokładnie pamiętam, jak doświadczona stażem polonistka przysiadła się do mnie i zrezygnowana powiedziała: „Dziecko, co ty tu robisz? Uciekaj, póki możesz. Tutaj pracują już tylko wariaci.” Zdębiałam. Niedawno skończyłam studia, przyszłam z ogromnym zapałem i radością do pracy. Cieszyłam się, że będę pracować w szkole, z dziećmi i młodzieżą. Nie rozumiałam o co jej chodzi…
Niestety, szybko zrozumiałam. Praca nauczyciela to 40 godzin w tygodniu, z czego 18 godzin w etacie to nauczanie przy tablicy. Do godzin przy tablicy dochodzą godziny ponadwymiarowe, a czasami zastępstwa. W 40-godzinnym tygodniu pracy nauczyciel ma jeszcze mnóstwo innych zadań: przygotowuje się do lekcji, sprawdza zeszyty, poprawia prace pisemne i prace klasowe (w ramach eksperymentu gorąco zachęcam do przeczytania chociaż jednej pracy ucznia z dysleksją), kontaktuje się z rodzicami, pełni dyżury, bierze udział w radach pedagogicznych, szkoleniach i konferencjach. Jeżeli nauczyciel jest również wychowawcą klasy (dodatek za wychowawstwo to ok. 300 PLN brutto) dba o odpowiednią dokumentację w dzienniku, w teczce wychowawcy (teczka to gruby segregator, w którym umieszcza się informacje o uczniach z klasy wychowawczej), poza pandemią organizuje wycieczki, a w trakcie pandemii dba, aby każdy uczeń miał odpowiednie warunki do nauki (sprzęt elektroniczny w domu lub w szkole).
Poza tym każdy nauczyciel dostaje przydział zadań dodatkowych oprócz nauczanie w szkole – przygotowanie gazetek ściennych w salach i na korytarzach, udział w zespołach klasowych (nauczyciele uczący daną klasę), udział w zespołach przedmiotowych (nauczyciele uczący danego przedmiotu lub grupy przedmiotów np. Zespół Humanistyczny), przygotowanie akademii artystycznych na różne szkolne uroczystości, pomoc przy rozdawaniu bezpłatnych podręczników. W szkole, w której pracowałam, nauczyciele wykonywali takie zadania jak: przyporządkowywanie kluczyków do szafek uczniów z zawieszkami z nazwami (po dwa lub trzy komplety), odświeżanie ścian w szkole, sprzątanie szafek w salach i w biurkach…”
Niestety najważniejszym elementem polskiej szkoły jest obecnie papierologia. Z rozmów z nauczycielami z różnych województw wynika, że łączy ich wielka frustracja związana z wypełnianiem stert dokumentów. Tworzone są one na potęgę, mimo że rzadko kto je czyta, ale pisane są pod groźbą kontroli kuratorium. Na początek roku przygotowuje się różnego rodzaju plany – plan wychowawczy, plan zajęć wyrównawczych, plan działań zespołu. A na koniec roku sprawozdania – sprawozdanie z wycieczki, sprawozdanie z koła zainteresowań, sprawozdanie semestralne klasy wychowawczej, sprawozdanie z działań wychowawcy w danym roku szkolnym, sprawozdanie z działania zespołu, sprawozdanie ze sprawozdań… Na koniec roku miejsce ma drukowanie dzienników elektronicznych w wersji papierowej (sic!). Często ponad 200 stron tekstu, który można zapisać w pliku pdf w szkolnej chmurze.… Można by tak wymieniać bez końca te biurokratyczne absurdy. Niestety nikt nie pochyla się nad sprawozdaniem z relacji z uczniami. Bo i te relacje mają być tylko na papierze. Papier wszystko przyjmie. Drukarka wszystko wydrukuje. A długopis wszystko podpisze. Brzmi znajomo? A to daje poczucie beznadziei – braku sensu i wiary w to co się robi.
Oto wypowiedź innej nauczycielki, z ok 10 letnim stażem, województwo kujawsko-pomorskie: “ – W każdym statucie szkoły zapisana jest minimalna liczba ocen, którą nauczyciel musi wstawić do dziennika. W jednej szkole są to dwie oceny, w innej trzy, a jeszcze w innej pięć ocen. Każda ocena musi być wpisana w dzienniku, dokładnie oznaczona kolorem. Nie wszyscy dyrektorzy są odważni na tyle, aby wprowadzić ocenianie kształtujące w szkołach publicznych. Często rozumieją to na opak – “Oceniajcie kształtująco, ale jakieś oceny wpisujcie. No chociaż ze trzy.” A błędne koło się kręci, bo uczniowie nie rozumieją jak i po co się uczą. Uczą się dla oceny, dla pochwały rodziców, dla dodatkowego kieszonkowego, które dostaną za szóstkę ze sprawdzianu. Często żyją w permanentnym stresie, boją się, a przed sprawdzianem dostają ataku paniki. Nauczyciele znowu są w tym sami. Mają być jednocześnie życiowym autorytetem, ekspertem przedmiotowym, wychowawcą, mentorem, liderem, mówcą motywacyjnym, doradcą, coachem. A uczniowie coraz częściej odnoszą się do nich z politowaniem – no bo wiadomo kto kończy w szkole – ci którym się w życiu nie udało… Znowu pojawia się poczucie beznadziei – jak się w tym wszystkim odnaleźć i nie zwariować? Jak – nie tracąc siebie – pomóc każdemu kto potrzebuje pomocy? Jak przygotować lekcję odpowiednią dla dzieci zdolnych, z opinią o dysleksji lub orzeczeniem o niepełnosprawności, jeżeli materiały i metody czerpiemy z XIX wieku? Jak stworzyć otwarte społeczeństwo, gdy nowe pokolenia zamyka się w tych samych sztywnych ramach?”
Na koniec przyjrzyjmy się kwestii wynagrodzenia. Tabelę płac nauczycieli każdy może znaleźć w Internecie. Stażysta dostaje niecałe 3000 PLN brutto, dyplomowany raptem o 1000 więcej, podczas gdy przeciętne wynagrodzenie w naszym kraju to 5600 PLN brutto. Faktem jest, że do wynagrodzenia podstawowego dochodzą różne dodatki – motywacyjny, za wychowawstwo, za staż pracy, za warunki w pracy, nagrody – których wysokość często zupełnie arbitralnie ustala dyrektor szkoły. Wtedy zaczyna się niezdrowy wyścig między nauczycielami, rywalizacja, konfrontacja, kopanie pod sobą dołków zamiast współpracy i wzajemnego szacunku. Oto przykład reakcji pewnej nauczycielki na dołożenie jej koleżance z pracy przez dyrekcję połowy etatu w przeddzień rozpoczęcia roku szkolnego: “Noooo… to teraz będziesz zarabiała jak prezes!”. Brak ujednoliconych pensji, różnica finansowa między nauczycielem mianowanym, a dyplomowanym, wydłużony proces stażu, znowu daje poczucie bezsilności i skutkuje obniżeniem morale. Przecież nauczyciel też ma swoje pasje, hobby, musi zrobić remont, kupić leki. Po prostu być balkonem! Po strajku nauczycieli w 2018 roku anonimowi “eksperci” pisali w Internecie: „Jak Wam nie pasuje, to sobie zmieńcie pracę, na Wasze miejsca będą inni chętni.” No to nauczyciele zmienili, a nowych chętnych brak. Przeszli do korporacji, otworzyli własne firmy, wyjechali do pracy za granicę.
Na szczęście szkolna szklanka jest cały czas do połowy pełna! Pośród 650 tys. nauczycieli, którzy nadal pracują w systemie oświaty jest całe mnóstwo wspaniałych, mądrych, oddanych dzieciom ludzi. Cieszących się każdym sukcesem swoich wychowanków, kreatywnie omijających biurokratyczne rafy, twórczo podejmujących dodatkowe prace, żeby móc pozwolić sobie na “luksus” pracy w szkole. Takich, którzy tym dumniej się prostują, im bardziej ich rolę się umniejsza i lekceważy. Bo jak wiadomo z fizyki – każda akcja powoduje reakcję. I w końcu przejdzie jeszcze jakaś jedna nietrafiona ustawa, jeszcze jedno niepotrzebne rozporządzenie, padnie jeszcze jedno nieprzemyślane hasło i ta najlepiej w naszym państwie wykształcona grupa zawodowa powstanie z kolan uwalniając siebie, dzieci i szkoły od opresji. Będzie w końcu mogła swoją energię potencjalną zamienić w kinetyczną i ruszyć z posad bryłę edukacyjnego (o)świata.
Tym szybciej to się wydarzy im więcej ludzi i organizacji będzie nauczycieli na różne sposoby wspierać.
Teach for Poland na przykład, ma na celu tworzenie jak najlepszych warunków wejścia do tego pięknego zawodu. Tak aby czuli się profesjonalnie przygotowani, byli odporni psychicznie, wiedzieli jak liczne kompetencje mają i jak wiele możliwości rozwoju zawodowego z tego dla nich wynika. Mamy nadzieję, że ich empatia, odwaga, przebojowość oraz wolne serca i umysły, będą siłą napędową dla zmian w polskim systemie edukacji publicznej.
O takich nauczycielach – EduLiderach również można znaleźć cytat w powieści Lewisa Carrolla:
„Odbiło ci, zbzikowałaś, dostałaś fioła. Ale coś ci powiem w sekrecie. Tylko wariaci są coś warci.”
Pamiętajmy, że wszyscy nauczyciele i wszyscy ludzie – tak mali jak i duzi – zasługują na szacunek, uznanie i zrozumienie. Tej prostej prawdy powinniśmy wszyscy uczyć się już od małego. To tak naprawdę esencja wychowania i edukacji. Dlatego rola nauczycieli jest nie do przecenienia. Ale aby uczyć szacunku i dbania o innych – najpierw trzeba samemu być zadbanym. DBAJMY WIĘC O PSORÓW I PSORKI, DYREKTORÓW I DYREKTORKI, WOŹNYCH I WOŹNE!!! To oni i one są pomostem między przeszłością a przyszłością. To z nimi nasze dzieci spędzają najwięcej czasu! Dlatego komfort ich pracy i życia powinien być priorytetem dla całego społeczeństwa… i oczywiście Ministerstwa Edukacji! Tego wszystkim nam życzymy w pierwszym dniu Nowego Roku Szkolnego 2021/22