Gdzie pracuje nauczyciel? – proste pytanie, prosta odpowiedź: w szkole! Ale tak bardziej konkretnie – gdzie w szkole? Czy ma tam swoje miejsce, biurko, stanowisko pracy?
Wyobrażamy sobie zwykle taki obrazek: nauczycielka siedzi pochylona nad zeszytami i właśnie sprawdza prace domowe swoich uczniów. W większości polskich szkół organizacja stanowisk pracy nauczycieli jest wystandaryzowana i co tu dużo mówić, raczej żadna. W salach lekcyjnych owszem są biurka, ale zazwyczaj są one współdzielone przez wszystkich, którzy prowadzą lekcje w danej sali. Biurka nie mają zamykanych szuflad czy szafek. Nie mogą więc służyć jako miejsca do schowania prac uczniów, przygotowanych materiałów czy pomocy. Może czasem szczęśliwie wyróżnieni są wychowawcy klas lub opiekunowie tematycznych pracowni szkolnych – oni mogą wygospodarować w „swojej” sali miejsce na swój kubek pomiędzy pipetami, mikroskopami czy modelami molekuł.
Trudno też pracować przy biurku w sali lekcyjnej, inaczej niż tylko podczas lekcji. Dzwoni dzwonek i trzeba pozbierać swoje zabawki – wielką torbę, stos książek, ćwiczeniówki, kartki, zeszyty, flamastry. Przerwa trwa 5, może 10 minut. W tym czasie trzeba zrzucić gdzieś cały ten balast, pobrać kolejny załadunek i lawirując po korytarzach szkolnych dotrzeć na kolejną lekcję. Uff! – przedsięwzięcie wydaje się być logistycznym arcydziełem! I to nawet przy założeniu, że jeszcze właśnie na tej przerwie nie jesteśmy wpisani w grafik dyżurów korytarzowych na II piętrze. Wtedy czas na pokonanie trasy szkolnymi ciągami zmierza limesem prędko do 0.
No dobrze, może po skończonych lekcjach, dodatkowych niespodziewanych zastępstwach i szeroko zakrojonych poszukiwaniach zgubionego piórnika z pandą Hani z 3b będzie możliwość skupienia się, wyciszenia, analizy zrealizowanych zajęć i przygotowania do następnych. Tylko gdzie znaleźć w szkole miejsce do pracy? Niestety w salach albo jeszcze trwają lekcje, albo kółka i fakultety, na świetlicy panuje istny rwetes, a zamiast spotkać się z własnymi myślami można raczej spotkać się z rodzicami i opiekunami uczniów, którzy chętnie (bardzo krótko, bo przecież już wychodzą) opowiedzą o swoim urlopie na Florydzie. Biblioteka – dobry strzał! Niestety już nieaktualny, bo z powodu braku miejsca odbywają się tam zajęcia rewalidacyjne. Pozostaje już tylko prawdziwy praprzodek przestrzeni coworkingowych i open space’ów – POKÓJ NAUCZYCIELSKI!
To tutaj często trudno się minąć w drzwiach, znaleźć wolne krzesło, a może nawet kawałek przestrzeni na blacie, w czajniku skończyła się woda, w koszu nie mieszczą się śmieci, tablicę ogłoszeń pokrywają układające się w pancerz niczym łuski pancernika kolejne obwieszczenia. Gdzieś tutaj na wspólnym regale odłożone czekają stosy uczniowskich prac, przekazywane metodą oklejenia żółtą karteczką egzemplarze podręczników a schemat ustawienia kubków na współdzielonych półkach odzwierciedla nieformalną hierarchię pedagogicznego grona. To powszechnie wiadoma, choć niepisana zasada – tutaj zawsze stoi filiżanka polonistki, tego miejsca nie zajmuje się nawet jeśli jest pozornie wolne, a torebki pani Jadwigi nie można odwiesić na wieszak. Jest też miejsce specjalne, wyróżnione i przez wszystkich pożądane – dostępny szkolny komputer! Ale skoro jest jeden, może dwa, to trudno liczyć na przypadek, że będzie można spokojnie zalogować się do dziennika internetowego, uzupełnić wymagane wpisy, odpowiedzieć uczniom i rodzicom na otrzymane wiadomości mailowe. O skupieniu nad przygotowaniem dokumentów typu IPET… nie ma nawet co marzyć. Słychać rozmowy, wciąż ktoś przeciska się do wyjścia i trąca Cię w łokieć, dzwonią telefony, ktoś zjada przyniesione z domu kaszotto.
Nie dziwi zatem wcale, że w raporcie przygotowanym przez Instytut Badań Edukacyjnych w pytaniu otwartym o preferowane miejsce wykonywania „pracy własnej” tylko 8% nauczycieli wskazało szkołę. Najczęściej wskazywane przez nauczycieli powody, dla których wolą pracę własną wykonywać w domu, to: cisza, spokój i możliwość skupienia się oraz lepszy dostęp do Internetu, komputera lub drukarki, dostęp do potrzebnych materiałów, w tym osobistej biblioteczki w domu, wygodniejsze i bardziej komfortowe warunki do pracy.
Jak zawsze wybawienie z kłopotów przyszło z najmniej oczekiwanej strony – koranawirus, pandemia, obostrzenia i edukacja zdalna. Chcieli pracować z domu – to proszę bardzo! Nadeszła nowa rzeczywistość – rzeczywistość pracy zdalnej. I jak to zwykle bywa, nowa rzeczywistość przyniosła ze sobą nowe problemy. Raport NIK z września 2021 roku wskazał wyraźnie, że szkoły nie były gotowe do przejścia na nauczanie zdalne ani proceduralnie, ani merytorycznie, ani sprzętowo.
Mimo programów rządowych dofinansowujących zakup sprzętu TIK dla szkół, 25% z ponad 5 tys. dyrektorów szkół uczestniczących w kwestionariuszach odpowiedziało, że stan wyposażenia do prowadzenia lekcji zdalnych w ich szkołach jest średni lub słaby. Ministerstwo Edukacji i Nauki dofinansowywało maksymalnie 500 zł na zakup sprzętu dla nauczycieli. Połowa nauczycieli odpowiadających w ankietach stwierdziła, że korzystała prawie wyłącznie ze swojego prywatnego sprzętu, a jedynie 7% korzystało wyłącznie ze szkolnego. Blisko 70% nauczycieli prowadziło swoje zajęcia z domów.
Czyli dalej niewiele się zmieniło. Nauczyciele ze swoich prywatnych dochodów finansują zakup materiałów i narzędzi do pracy. Własne książki, długopisy, papier, drukarka, pistolet na gorący klej, laminarka – to obowiązkowy zestaw. Tymczasem do pakietu materiałów biurowych i plastycznych doszło wyposażenie stanowiska pracy zdalnej: słuchawki, mikrofon i komputer. Jeszcze tylko krótkie negocjacje z domowym budżetem o konieczności zwiększenia przepustowości łącz internetowych – i gotowe! Można pracować zdalnie i hybrydowo!
Ale nie dajmy ponieść się emocjom i zanim przyjdzie nam do głowy stereotypowe „że przecież w tym zawodzie to nie pieniądze powinny być najważniejsze, tylko trud i znój, poświęcenie i oddanie!” – przyjrzyjmy się szkole i profesji nauczyciela, z perspektywy młodego człowieka wkraczającego na rynek pracy.
Jak wynika z badania “Młodzi Polacy na rynku pracy 2021”, zrealizowanego wspólnie przez PwC, Well.hr i Absolvent Consulting, wybierając przyszłego pracodawcę młodzi wnikliwie analizują oferowane warunki pracy. Podejmując decyzję o aplikowaniu na ofertę pracy 68,9% kandydatów sprawdza rozwiązania wdrożone przez firmę w okresie pandemii. Przy wyborze pracodawcy dużą rolę odgrywają świadczenia pozapłacowe. Wśród benefitów najbardziej pożądane to dostęp do szkoleń, elastyczne godziny pracy i prywatna opieka medyczna. Również aspiracje płacowe młodych są wysokie – mediana oczekiwań kształtowała się na poziomie 4 500 zł netto.
Nie trudno zgadnąć, że szkoła jako miejsce pracy nie wpisuje się w te oczekiwania. I jest to nie tylko wniosek teoretyczny, ale obserwacja narastającego problemu z zatrudnieniem młodych nauczycieli.
Odsetek nauczycieli w wieku poniżej 30 lat jest bardzo niski i w szkołach podstawowych wynosi jedynie 8,2%, z roku na rok wzrasta średni wiek w tej grupie zawodowej (w roku szkolnym 2018/2019 były to już 44,1 lata).
Nasila się również problem braku kadr w szkołach publicznych, w samej Warszawie przed rozpoczęciem roku szkolnego 2021/2022 było ok. 1700 wakatów. A jak podaje ZNP w 2020 roku odeszło z pracy około 10 tys. nauczycieli, trzykrotnie więcej niż w latach ubiegłych. Przeciągająca się sytuacja pandemii może spowodować, że w tym roku szkolnym ta liczba znowu wzrośnie.
W trosce o nasze dzieci i młodzież, o to żeby mogły rozwijać się pod opieką dobrze wykształconej, profesjonalnej kadry, ogromną potrzebą społeczną jest profesjonalizacja szkoły jako miejsca pracy. Trzeba przywrócić szacunek i prestiż profesji nauczyciela, a ich samych traktować z godnością – jako pracowników, którzy do wykonywania dobrze swoich obowiązków potrzebują godziwego wynagrodzenia, narzędzi i warunków pracy.